Strony

O mojej przygodzie z jazdą konną

Witam Cię drogi czytelniku


Przyszła Kasia i przyszedł czas  na mojego samodzielnego posta na tym blogu. Bardzo mi miło iż mam okazje tutaj pisać. 




Dziś przychodzę do Was z postem, który będzie dotyczył mojej przygody z jazdą konno.🐎

Jak to było ze mną?
Mając może 8/9 lat mój wuj, który ma swoje koniki, pierwszy raz mnie na nie zabrał. Trzeba było troszkę dojechać, bo wuj jak i ja mieszkamy w mieście, ale nie było z tym problemu. Było to dla mnie coś nowego, wiadomo, byłam dzieckiem więc była to dla mnie nowa rzecz. Pamiętam że bardzo się cieszyłam i skakałam z radości tak ze prawie głową sufit wybiłam. hahah! 
Z początku bałam się koni bo były strasznie duże, usadzili mnie na nim, zaczęli prowadzić na lonży i o dziwo cały strach zniknął! Mam nawet zdjęcie upamiętniające to wydarzenie dlatego do dziś o nim pamiętam.
Parę lat później, będąc w 6 klasie podstawówki wuj znów zaproponował nam przejażdżkę (znów się cieszyłam jak małe dziecko jednak tym razem sufit był cały!). Mówiąc  mam na myśli mnie, mojego brata i 2 siostrzenice - Zuzię i Adę. Każdy miał niestety tylko pół godzinki jazdy bo było już późno, a dostępne były tylko 2 koniki. Tym razem zanim na nie wsiedliśmy wujo i jego syn pokazał nam jak je czyścić, ich kopyta i jak zapinać i dopasować siodło do swoich rozmiarów. Nikt nie miał z tym problemu.  Najzabawniej było kiedy musiałam wsiąść sama na siodło hahaha. Troszkę mi to zajęło bo powiedzmy szczerze byłam w tym nowicjuszką, byłam strasznie niska i bałam się że jak pociągnę za siodło to koń się przewróci razem ze mną😂. Koniec końców pomogli mi podkładając mi pod nogi takie malutkie schodki. Mimo ze nadal byłam prowadzona na lonży to powoli wtłaczali mnie w ten cały świat, pokazywali jak 'dodawać gazu' i nauczali skręcać. Tak więc sama już operowałam koniem.
Jeździłam tam potem co jakiś czas, ucząc się nowych rzeczy, np. jazdy tyłem czy stanie na koniu (oczywiście w miejscu 😄 ).
Od tego dnia zaczęła się moja miłość do jazdy konnej ale nastąpił okres gdzie pan u którego mój wujek miał swoje konie zaczął mieć pewnie problemy i wuj musiał szukać innej stadniny. I w taki to sposób znów miałam rozłąkę z konikami.
Przez pewien czas jeździłam z Zuzią do takiego jednego pana, jednak było tak trochę daleko i nie umiałyśmy się tam jakoś odnaleźć mimo, że już jeździłyśmy same, uczyłyśmy się nawet galopu.
Mój wujek znalazł miejsce gdzie może trzymać swoje konie, okazało się że to był... mój drugi wuj! Z początku tam jeździłyśmy, ale klacz potem urodziła źrebaka a jego ojciec niestety zmarł.. no i nie mogłyśmy jeździć po tym jak była w ciąży. Niedawno z innym ogierem miała kolejne.
Obecnie niestety nie mam gdzie jeździć, choć bardzo bym chciała. Ale nie przestaje poszukiwać! Nadal mam cieplutkie serduszko w kierunku koników, i mam nadzieję że sama kiedyś będę mogła mieć swoją stadninę.🐎🐴


Tak to się zaczęło i skończyło.. chociaż zaraz? Kto wie? Może to się dopiero zaczęło. 

Mam nadzieję ze nie zanudziłam Cię i dotrwałeś/aś do końca. Jeśli tak to jestem z Ciebie bardzo dumna bo jakby nie było trochę tekstu tutaj jest. 💖

Do następnego! 
Buziaczki 😘

1 komentarz:

  1. Jeżdżę konno od 4 lat i jest to najlepsza rzecz jaka spotkała mnie w życiu. Konie to kochane stworzenia.

    OdpowiedzUsuń